piątek, 13 lutego 2015

Z zycia studenta medycyny, rok III



Cześć!
Miałam nadzieję, że ferie będą trwały dłużej i zrobię podczas nich więcej sensownych rzeczy, jednak wyszło jak zwykle: błogie lenistwo zwyciężyło.

Mimo to chciałabym Wam trochę opowiedzieć o tym, jak wyglądał początek trzeciego roku.



Gdy kończyły się wakacje, byłam po świetnych praktykach, dostałam wreszcie upragniony stetoskop, nie mogłam się doczekać klinicznych zajęć. Miałam nadzieję, że wreszcie mnie coś zaciekawi, bo jak dotąd większość przedmiotów polegała na bezmyślnym zakuwaniu regułek z książki. Im ktoś miał lepszą pamięć i więcej czasu siedział nad książkami, których ilość mogła się mnożyć i troić, tym miał lepsze oceny.

Jednak jak zwykle oczekiwania i rzeczywistość były zupełnie różne.

1. ZAJĘCIA KLINICZNE
Myśleliście kiedyś, jak wyglądają zajęcia kliniczne? Pewnie nie. Chociaż..

Teoretycznie powinna na początku być prelekcja, a po niej ćwiczenia w szóstkach przy pacjentach, na których uczylibyśmy się przeprowadzać wywiad, badać.

Jednak nie wszystko jest takie kolorowe...
Na początku zacznę od tego, że mój rocznik, jako że jest wyjątkowy, miał wielką niespodziankę. Zabrali nam połowę godzin z propedeutyki interny, na której uczymy się przeprowadzać wywiad i wykonywać badanie lekarskie. Brzmi świetnie, prawda? Można co dwa tygodnie dłużej spać. Ciekawe tylko jak to się odbije na naszych umiejętnościach...
Pozostałe moje przedmioty kliniczne w poprzednim semestrze to dermatologia i propedeutyka pediatrii. Okazały się one dużo mniej interesujące, niż by się to mogło wydawać. Większa część zajęć polegała na pytaniu lub na siedzeniu w świetlicy zamiast na rozmowie z pacjentem. Wiem, wiem, wiedza teoretyczna jest bardzo ważna, ale jej się mogę nauczyć w domu z książki, natomiast nie będę miała takiej szansy z doświadczeniem, które mogę zdobyć przy pacjencie.

Mimo to zdarzyły się także miłe niespodzianki:
- zajęcia na chirurgii plastycznej,
- całkiem ciekawe zajęcia z propedeutyki interny,
- na początku tego semestru propedeutyka pediatrii również była interesująca, 
- wiele świetnych chwil z moją grupą (dziękuję, że ze mną wytrzymujecie!)

2. FAKULTETY
Zastanawialiście się kiedyś jak wyglądają fakultety na medycznym? Ja tak. Przed oczami miałam długą listę ciekawych zajęć, głównie w szpitalu przy pacjentach bądź przy nauce dodatkowych umiejętności: szycia chirurgicznego, USG, odczytywaniu wyników EKG. Dodatkowo, mogłabym sobie wybrać, czego aktualnie będę się uczyć i ile godzin na to przeznaczę. Powiedzcie mi, że mieliście inne wyobrażenie o zajęciach dodatkowych...

Jadnak rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. W tym roku najpierw pojawiły się fakultety o walce z uzależnieniem od tytoniu czy o pisaniu prac naukowych. Początkowo czekałam z zapisami, mając nadzieję, że pojawi się coś mniej nudnego. Po miesiącu do listy doszło kilka nowych pozycji, ale miejsca zostały szybko zajęte, a to co mi pasowało z moim planem zajęć, było dla mnie beznadziejne. I tak trafiłam na wykłady z biologii molekularnej oraz ćwiczenia z wypalenia zawodowego i aspektów psychologicznych pracy z dziećmi, z czego najciekawsze było chyba ostatnie. Wypalenie zawodowe mogło mnie jedynie bardziej wypalić, a biologia molekularna nie jest tematem, który akurat mnie interesuje. Poza tym trzeba by było siedzieć na dole, bo na górze nie było nic słychać. Na szczęście z wszystkich fakultetów można było dostać łatwo zaliczenie, bo wystarczyło na nie chodzić.
Mam wrażenie, że jedynym plusem fakultetów jest możliwość poznania ludzi spoza swojej grupy...

3. KOŁO NAUKOWE
To akurat bardzo mi się spodobało. Uczęszczam na spotkania koła z kardiologii dziecięcej, dzięki któremu mogłam sporo się nauczyć. Myślę, że w następnym semestrze bardziej się przyłożę i będę częściej na dyżurach (oby mi godzinowo pasowały...).
Chciałabym znaleźć także jeszcze jedno koło, najlepiej również związane z pediatrią. Uwielbiam dzieci, dogaduję się z nimi, więc myślę, że tam się odnajdę.


Dobra, to chyba na tyle. W tym roku mam także farmakologię, ale to zwyczajnie nauka o lekach, głównie siedzenie w domu i wkuwanie.

Wiem, że sposób, w jaki to opisałam, może Was zniechęcić do medycyny, jednak nie jest aż tak źle. Wiadomo, musiałam trochę podkoloryzować...

Love Ya!
Andra



1 komentarz:

  1. u mnie na humanistycznych studiach fakultety mają stosunkowo ciekawą nazwę, po czym zawsze okazują się tragicznie nudne :))

    OdpowiedzUsuń